Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wystrzały.
Diegtiariowbyłzaskoczony,jakłatwoprzychodziło
mukłamać.
Nigdywcześniejniemógłsiępochwalićtaką
zdolnościąiwogóleczęstocierpiałwswymżyciuprzez
nadmiernąprawdomównośćiprostolinijność.Nagle
kłamstwaipółkłamstwaustawiałysięjednozadrugim
wrównychszeregachipomagałyobjaśnićwszystko,
cowymagałoobjaśnienia.
–Dobrze,WładimirzeSiergiejewiczu,nie
maproblemu.
Wedwóchwyszlizportierninadziedziniec,podeszli
douaza.
–WładimirzeSiergiejewiczu–powiedziałśledczy–
odjeżdżamy,niewidzęsensuwystawianiadodatkowej
ochrony.Macietuwystarczającodużowłasnychludzi.
Jutrooczekujępanausiebie.
–Dobrze.Ijeszczejedno.Jeśliktośzgłosiwam,
żesłyszałcośprzypominającegowystrzał,proszęnie
reagować.Pójdziemyterazdonaszegolaboratorium,
mogątambyćzwierzęta.Niektóreranne,inne
agresywne.Małpynietolerujązbytdobrzewybuchów
wbliskiejodległości,takwięc...sampanrozumie.Być
możetrzebabędziejeodstrzelić.
–Rozumiem.Powodzenia.
–Dziękuję–westchnąłDiegtiariow.–Znajdźcietych
idiotów,którzywrzucilinambombę.
–Postaramysię.
„Otak,postarajsię”–pomyślałDiegtiariow,wchodząc
dociemnegoholuinstytutu.Terazważnebyło
odnalezieniepłyt,właśnietychpłyt,którepomogłyby
udowodnić,żeonniejestszalonyaniuzależniony