Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Detektywwyszedłzzabiurkaipodałrękę
Wagniewskiemu.Natwarzymilionerarysowałysię
zmęczenieirezygnacja.
–Miałemnadzieję,żezamiasttego–wskazałbanknoty
wczarnejsportowejtorbie–zobaczęcórkę.
–Zobaczypan.
–Kiedy?
Detektywnieodpowiedział.Zamknąłtorbęiusiadł.
–Nierozumiem,dlaczegoniepodjęliokupu.
–Niewiem–odparłdetektyw.–Widoczniecośposzło
nietak.
–Aleco?
–PanieWłodzimierzu,muszęocośzapytać.
Wagniewskibadawczospojrzałnadetektywa.
Szczerzuckipomyślał,żejegoklientmożeobawiaćsię
tegopytania.
–Odpoczątkuzałożyliśmy,żetoporwaniedlaokupu.
–Apanmyśli,żejestinaczej?
–Tak.
–Mojacórkamiałabyupozorowaćwłasne
uprowadzeniepoto,żebyzdobyćpieniądze?Nonsens!Już
tosłyszałem–powiedziałzmęczonymgłosem.
–Policjancitorównieżsugerowali.
–Mogąmiećrację.
–Bzdura!Wystarczyłoby,abyprzyszła.Dałbymjejtyle,
ilebypotrzebowała.
–AjednakpanKowalwspomniał,żewaszestosunkisię
ochłodziły.
–Jejmążtodureń.
–Możliwe–odparłdetektyw–alesporowie.