Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
sfrustrowanąpanią,która…
–Samajesteśsfrustrowana!–przerwałajejpanizprzodu,alenie
byłojejdaneskończyć.
–Cisza!–wrzasnąłjedenzmedyków.–Tego,coniektórzytutaj
robią,tonawetniemożnanazwaćbrakiemszacunku.Niewiem,czy
państwoteżbychcieli,abyktośzachowywałsięwtensposób,jak
będziecieumieraćwylubktośzpaństwabliskich.–Spojrzał
zdezaprobatąnakłócącychsięjeszczechwilętemuludziiodwrócił
wstronęleżącegonadeskachmężczyzny.
–Aniepowinnizasłonićtegofaceta?–rzuciłapochwiliKamila,
odkilkuminutkurczowotrzymającmężazadłoń.–Nameczach,jak
cośsiędzieje,totworząwokółposzkodowanegokrągikibicenie
widzą,jakkomuśnogawisiczyzgłowypłyniekrew.
–Możecitutajniemajątakiejwprawy.Jednaksporttobardziej
kontaktowadziedzinaniżgrawteatrze.
Wtymmomenciemłodszyzmedykówwstałipatrzącnajedną
zestojącychobokniegoodsamegopoczątkukobiet,pokręcił
wymowniegłową.Jegominamówiłasamazasiebie.
–Boże,onnieżyje–szepnęłaMączyńska,ledwosłyszącswójgłos.
–Prawdopodobniedzwoniąterazpokarawan…–kontynuowała,
zupełnieignorującfakt,żesiedzącyobokmężczyznajużchwilętemu
zrobiłsiębladyniczymściana.
Działosiętakzakażdymrazem,gdywgręwchodziły
okołomedycznesprawy.Wkażdejtakiejsytuacji,niezależnieodtego,
czydotyczyłajegosamego,czybliskiejosoby,czyzupełnie
nieznanej,zjegotwarzyodpływałacałakrew,aonwyglądałniczym
zombie.
Kilkaminutpóźniejnasceniepojawiłsiępierwszymundurowy,
apochwilidrugi,ażzebrałosięichtakwielu,żewydawałosię,jakby
tooniprzejęlicałybudynek.
–Boże,kiedymywrócimydodomu?–szepnęłaKamila
doswojegomęża,niechcąc,abyktośusłyszał.Myśleniewtym
momencieosobienienapawałojejdumą.–Przecieżnaszkotnie