Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
tojestjużdawnozatarte.Nicnieznajdziemy.Więc
nachujnastutajściągał!Niemożnabyłotegojutro
załatwić?–Bieńkowskipatrzył,jakprzewodnikpsausiłuje
skłonićzwierzędopodjęciatropu.–Zpsiarkiemteż.
Pytamsię:nachujściągaszpsa,jakśladosmologiczny
utrzymujesiękilkagodzin,atobyłowczorajwnocy
idotegopadało?
–Icoodpowiedział?
–Żebymsięzająłrobotą!
–Skurwysyn.–Drugipolicjantwzruszyłramionami
iwróciłdoprotokołu.
–Taksamozkrwią.Mamyszukaćplamnachodniku.
Nodebilemtrzebabyć,żebycośtakiegopowiedzieć.
Żebypoponaddobieitopodeszczutakichśladów
szukać!
–Debilemalbooficerem.
–Nie,nie,tucośjestnarzeczy.PrzecieżSkalskisięzna
narobocie.Dajęgłowę,żenasniepotrzebnieściągał
–dodałzżalemBieńkowski.–Rozumiem,jakbytrupbył,
alecośtakiego?Jakieśsranie-porwanie,strzelanina,łuski?
Kurwa,potrzydziestugodzinach?
–Noigdzieświadkowie?
–Doumorzeniapójdzie.Naniewykryte.
–Właśnie.Czylitomożnabyłonormalnie,
wponiedziałekzałatwić.
–Palifajkęzafajką–zauważyłznadszkicuBieńkowski,
patrzącnakomisarzaMarianaSkalskiego,któryprzez
dyżurnegozerwałichzłóżekdogrupydochodzeniowo-
śledczej,niewielepowiedział,aterazwygląda
naprzejętegotym,cotutajmiałosięwydarzyć.–Jebany
ubek.