Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
RozdziałVII.GdzieJanBykstanowczoustępujeazanimtłum
cały.
Odwejściatajemniczegoczłowieka,powitanegoimieniem
Salvatora,najgłębszemilczeniezaległowsali;zaledwiesłychaćbyło
oddechtrzydziestudoczterdziestunapełniającychosób.
Milczenietowziąłcieślazanaganęiodurzonynachwilęobecnością
nowoprzybyłegoisposobemwjakigotenrozbroił,powoliprzyszedł
dosiebieiłagodzącilemógłchrapliwedźwiękiswegogłosu,rzekł:
PanieSalvatorze,pozwólmisiępanwytłómaczyć...
Źlepostąpiłeś!przerwałmłodymężczyzna,tonemsędziego
wydającegowyrok.
Ależkiedypowiadampanu...
Źlepostąpiłeś!powtórzyłSalvator.
Kiedybo...
Źlepostąpiłeś!mówięci!
Konieckońców,jakżepanwieszotem,skoroniebyłeśtu,panie
Salvatorze?
Aczyżjapotrzebowałemtubyć,ażebywiedziećcozaszło?
Jużcić,zdajemisię...
SalvatorwyciągnąłrękędoJanaRobertaidwóchjegoprzyjaciół,
którzyzebralisięwgromadkęiopieralijedenodrugiego.
Patrz,rzekł.
Patrzę,odpowiedziałJanByk,icóżdalej?
Cowidzisz?
Widzętrzechfanfaronów,którymobiecałemsmarowanieiktórzy
jedostanąniedziśtojutro.
Widzisztrzechmłodzieńców,porządnieiwykwintnieubranych;
przyzwoitych,którzyźlezrobiliwchodzącdotakiejknajpy,jakta;ale
toniebyłpowóddoszukaniaznimizaczepki.
Albożjaszukałemznimizaczepki?
Możepowiesz,żetoonizaczepiliciebieiczterechtwoich
towarzyszów?
Ajednakżewidziszpan,żeonibyliwstanieobronićsię.
Bozręczność,anadewszystkoprawo,byłopoichstronie...
Tymyślisz,żesiłajestwszystkiem,ty,cośnazwiskoswoje,Bartłomiej
LelongzamieniłnaJanByk.Maszdowód,żenieprawda.DajBoże,
abycitanaukawyszłanadobre.
Ależkiedypanupowiadam,żetooninazwalinasgłupcami,
durniami,bydlętami...
Adlaczegowastaknazwali?