Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
RozdziałXIV.FraDominicoSarranti.
MłodzieniecująłKarmelitęwobjęciaijakdziecięprzeniósł
dosąsiedniegopokoju,wktórymoczekiwałydwiekobiety.
Nadeszłachwila,byjąrozebraćipołożyć.Kolombanodszedł
dosiebie,proszącjednęzsąsiadek,abymudałaznać,jaktylkosię
załatwią.
WdziesięćminutpotemsąsiadkaweszładoKolombana.
–Icóż?zapytał.
–Przyszładosiebie,rzekłasąsiadka,aletrzymasięzagłowę
oburącziwymawiawyrazybezzwiązku,jakbywmalignie.
–Czyonamakrewnych?zapytałmłodzieniec.
–Niewiem.
–Możemajakąprzyjaciółkęwsąsiedztwie?
–Żadnejprzyjaciółki!byłytokobietybardzospokojne,uczciwe,
grzeczne,któreżyłynaderodosobnione.
–Cóżwięcpaniemyśliciezniąrobić;niemożeprzeciezostawać
wtejśmiertelnejkomnacie!Trzebabyjąztamtądwyprowadzić.
–Oddałabymwprawdziemójpokój,rzekłasąsiadka,alecóż,kiedy
mamyjednotylkołóżko...Awreszcie,dodałapoczciwakobieta,jakby
mówiącsamadosiebie,mogęposłaćmojegospaćnastrych,asama
prześpięsięinakrześle.
Tepoświęceniadlanieznajomychsąwyłącznąwłaściwością
pewnychniewiastzklasyrzemieślniczej;kobietazluduofiarujeswój
obiad,izbę,zwiększąbezinteresownością,niżsklepikarzszklankę
wody.Niechboleśćmoralnalubfizycznaprzyzwiejąkupomocy,
niechtobędzieczłowiekkonającylubwrozpaczy,kobietazludu
ofiarujestarania,pociechy,pomocwszelkiejnaturyztaką
szlachetnościąiabnegacją,żetowprawiawpodziwfilozofaibadacza.
–Nie,odrzekłKolomban,uczyńmylepiej;przeciągnijmyłóżko
panienkidomojegopokoju,amojedojejalkowy;potemidźpani
poksiędza,byczuwałnadumarłą,ajapójdępolekarzadlaniej.
Sąsiadkazdawałasięwahać.
–Icóż?zapytałKolomban.
–To,żejawołałabympójśćpolekarza,apan,żebyśposzedł
poksiędza.
–Dlaczego?
–Dlatego,żetadobrapaniumarłanagle.
–Tak,niestety!bardzonagle.
–Atemsamem,umarła...panrozumiesz?
–Nie,nierozumiem.