Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
awrzeczywistościpchagorękaniewidzialnegoiwszechmocnego
losu;łzy,któretampopłynąbędąłzamiprawdziwemi,krewrozlana
będziekrwiąprawdziwąitysampołączyszłzyikrewswojęzełzami
ikrwiąinnych.
–Eh!mniejsza,żepoetacierpi,jeżelisztukazyskacośnatem.
–Jesteśpanwidzętakim,jakimcięsądziłem.Patrzaj,nadworze
zmiana,zaczynamarznąć,nocpiękna,księżycświeciwspaniale;
wyjdźmyiposzukajmydalszegociągupowieści,którejnie
napisaliśmy,aleodegralipierwszerozdziały.
–Ależniemogęzostawićtumoichdwóchprzyjaciół.
–Dlaczego?
–Gdybyimsięstałocozłego.
–Niemaniebezpieczeństwa:powiemsłówkobufetowemu,ajak
będziewiadome,żeonisąpodmojąopieką,najśmielszyzłotrówtej
jaskininiedotkniewłosazichgłowy.
–Zgoda!rzekłJanRobert,tylkoczybędzieszpantakdobrywydać
tozleceniewmojejobecności?
–Chętnie.
Salvatorstanąłnadschodamiigwizdnąłwpewiensposób,nibyjak
maszynista,nibyjakzawiadowcastatku.
Widać,żeniemianozwyczajuociągaćsięnaznakdanyprzezpana
Salvatora,gdyżzaledwieucichłyostatnietonygwizdnięcia,chłopiec
ukazałsięnaschodach.
–PanSalvatorwołał?zapytał.
–Tak.Wyciągnąłrękękudwomśpiącym.Cidwajpanowie
sąmoimiprzyjaciółmi,panieBabylasie,rozumiesz?
–Rozumiem,panieSalvatorze,odpowiedziałposłuszniebufetowy.
–Proszępana!rzekłmłodymężczyznadopoety.Iwyszedł
pierwszy.
JanRobert,pozostawszy,zażądałrachunku.Potem,dającpięć
frankówbufetowemu:
–Mójprzyjacielu,rzekł,bądźłaskawpowiedziećmi,,ktojestten
pan,cocipoleciłmoichdwóchprzyjaciół.
–Toniejestpan,topanSalvator.
–AlektóżtojesttenpanSalvator.
–Pangoniezna?
–Nie,skorosiępytamktoonjest.
–TojestprzecieżposłaniecmiejskizulicyŻelaznej.
–Jakto?
–Mówiępanu:tojestposłanieczulicyŻelaznej.