Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wstęgami,któremuarystokracjaotworzyłasweprogi,któremu
mieszczaństwokłaniasięwprzechodzie,jestzawszezdrajcądlaludu;
imięjego,którezostałowspołeczeństwie,jestzawszedlaludu
imieniemhaniebnem,przeklętem,słowem,imieniemzdrajcy!
IniedalekiczasmożedodałSalvatorzminąponurą,któranadała
przezchwilęjegofizjognomjiwyraz,jakiegoponiejniemożnabyło
sięspodziewać,niedalekiczasmoże,wktórymbędzieszmiałprzykład
tegocomówię...Owóż,toimięPerinetLeclerc,októremuczenitylko
wspominająwwysokichsferachspołecznych,imięto,choćludnie
wielecowiepodwzględemszczegółówtowarzyszącychzdradzie,jest
jednemzewspomnieńnajobmierzlejszychludowiitotembardziej,
żepomstaniemogłasięnasycić,żekaraniezmazałazbrodni.Pójdź
pan.
SalvatorskierowałsięwulicęSt.André-des-Arts.
JanRobertposzedłzadziwnymczłowiekiem,któregotrafdał
muzaprzewodnikaizapuściłsięznimwciemnąipustąulicę.
PomiędzyulicąMaconiplacemSaint-André-des-Arts,towarzysz
poetyzatrzymałsięnaprzeciwmałegodomku.Byłtodomekbiały,
czysty,alewązki,otrzechtylkooknachfrontowych.Prowadziłydoń
małedrzwimalowanenakolordębu.Salvatorwydobyłklucz
zkieszeniimiałwejść.
Wszakstanęło,rzekłdoJanaRoberta,żeresztęnocyprzepędzimy
razem?
Takmipanprzyobiecałeś,ajaprzyjąłem;czycofaszobietnicę?
Nie,brońBoże!Aleposłuchajmniepanie.Jakkolwiekmało
znaczęnaświecie,mamwszakżedwieistoty,któreniepokoiłabymoja
nieobecność,gdybytaprzeszłapozapewnągranicę:jesttokobieta
ipies.
Toidźpanichuspokoić,ajatupoczekam.
Czypanprzezdyskrecjęniechcesziśćzemnąnagórę?Nie
miałbyśwtymraziesłuszności:jestemjednymztychtajemniczych
ludzi,którzynicnieukrywająipozostająnieznanymisnującsię
posłońcu.WszakpodobnapowiedziałTalleyrand,żedyplomata
wdniu,wktórympowieprawdę,oszukaświatcały.Jajestemtym
dyplomatą;tylkożeniemamkłopotuzoszukiwaniemświata,którysię
mnąniezajmuje.
Skorotak,odrzekłJanRobert,którypałałchęciąwejścianagórę,
abyzobaczyćwnętrzedomuposłańcazulicyŻelaznej,skorotak,więc
jakpowiadająWłosi:„Permesso!”
„Si”,odpowiedziałSalvatorwwybornemnarzeczutoskańskiem,