Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Otarłałzypaluszkamiiodpowiedziałagłosemdrżącym:
Jaidęzewsi.
Zjakiejwsi?
ZBouille.
NiedalekoRouen?zapytałJustynradośnie,jakgdybysambędąc
zokolicRouenuszczęśliwionybyłtem,żemawspółrodaczkę,
ślicznądziewczynkę.
Tak,panie,rzekła.
Iwrzeczysamej,byłotoświeżeNormandzkiedziecię,zlicem
pulchncmipełnem;dziewczynkabiałairóżowa,istnajabłonka
wrozkwicie.
Któżciętuprzecieprzyprowadził?zapytałstarynauczyciel.
Przyszłamsama.
Pieszo?
Nie,wpowoziedoParyża.
Jakto,doParyża.
Tak,azParyżapieszotu.
Idokądżeśszła?
SzłamnajednoprzedmieściewParyżu,cosięnazywa
przedmieścieśw.Jakóba.
Atampoco?
Miałamzanieśćbratumojejmamkilistodnaszegoproboszcza.
Ażebybratmamkiwziąłciędosiebie,zapewne?
Tak,panie.
Jakżesięstało,żezaszłaśtu,mojekochanedziecię?
Bodyliżansprzyszedłzapóźno,jaktammówionotak,żewszyscy
naprzedmieściuspali.Więcjakzobaczyłamrogatkę,pomyślałam,
żemusibyćgdziebliskopole;zaczęłamszukaćiznalazłam.
Więcchciałaśtuprzeczekaćdorana,byudaćsiędoosoby,
doktórejcięposłano?
Takpanie,tak,niechciałamspaćdobiałegodnia,alenie
spałamjużprzezdwienoce,niechcącyjakośpołożyłamsięnaziemi
izarazteżzasnęłam.
Nieboiszsięspaćnapowietrzu?
Aczegomamsiębać?zapytaładziewczynkaztemdumnem
zapytaniemślepychidzieci,którzynicniewidząc,niczegosięnie
mogąobawiać.
Ależ,rzekłpanMillerzdumionyzdrowymrozsądkiem,zjakim
tewszystkieodpowiedzibyłyczynione,nieobawiaszsięchoćby
zimna,wilgoci?