Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
jeszcześrodkaratunku,którybyłwjegomocy.
LekkieporuszenieRóziwkrótceożywiłonadzieję,żołnierza;
dziewicazwestchnieniemprzewróciłagłowęnapoduszce.
Dagobertpodałjejjeszczedopowąchaniawódki;drgnęła,
otworzyłaoczy,zdziwioneiprzelęknionezarazem,potem,nie
poznajączrazuDagoberta,zawołała:
–Siostro!–irzuciłasięwobjęciaBlanki.
Itatakżezaczynałauczuwaćskutkitroskliwościżołnierza.Krzyk
Róziwyrwałjąwreszciezletargu,iznowu,podzielającjejtrwogę,
aniewiedzącjejprzyczyny,przytuliłasiędoniej.
–Przecieżprzyszłydosiebie...todobrze,–rzekłDagobert;
–lekkomyślnyprzestrachprędkoprzeminie.Potemdodałłagodnym,
ilemógł,głosem:
–Nicto,nic,mojedzieci...uspokójciesię...lepiejwam...
jajestem...ja...Dagobert.
Sierotynagleporuszyłysię,obróciłydożołnierzaswojemiłe
twarze,pełnejeszczetrwogi,wzruszenia,i,wuniesieniupełnem
wdzięku,obiewyciągnęłykuniemuręce,wołając:
–Totyjesteś...Dagobercie...jesteśmyocalone...
–Tak,mojedzieci...tojajestem,–rzekłżołnierz,biorącichręce,
iściskającjezradością.–Czywmojejnieobecnościtakmocno
lękałyściesię?
–Ot,wielceśmysięlękały...małocośmyniepoumierały...
–Gdybyświedział...mójBoże...gdybyświedział...
–Alampa,czyzgasła?Dlaczego?
–Tonieznaszejprzyczyny...
–Niewiemy...
–Cóżwięc,uspokójciesię,biednedzieci,ipowiedzciemi,
cotobyło...Taoberżazdajemisięniebezpieczna...Wkrótceteż
opuścimyją...Przeklętyloswprowadziłmniedoniej..Ależniema
drugiejwmieście...Cóżtobyło,cotuzaszło?
–Ledwoodszedłeś...ażotooknogwałtowniesięotworzyło,lampa
spadlazwielkimłoskotem.
–Wtedyjużstraciłyśmyodwagę,objęłyśmysięrękami,zkrzykiem,
gdyżusłyszałyśmy,żektośchodziłpoizbie.
–Itakprzelękłyśmysię,iżsłabosięnamzrobiło...
Dagobertsądząc,żetogwałtownywiatrstłukłbyłjuższyby
ioderwałokno,byłtegoprzekonania,żeźlezamknąłokiennice,idrugi
tenprzypadekprzypisałtejsamejprzyczynie,coipierwszy,idlatego
sądził,żeprzywidziałosiętylkoprzelęknionymsierotom.