Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Słuchaj-no,JanieByku,przerwałzkoleijedenzeczterechludzi
ubranychwbluzy,mniesięzdaje,żeondociebiegadapołacinie?
–Dobrze!ajabędęznimgadałpofrancuzku.
–Ajeżelionnierozumie?
–Togonauczę!
JanBykwystawiłdwiepięście,któregrubościądochodziły
rozmiarówgłowydziecka.Potemgłosem,który,gdybymówcamiał
doczynieniazludźmizeswojejklasy,niedopuszczałbyopozycji:
–Dalej,zawołał,proszęmioknozamknąć,itoczemprędzej!
–Możetobyćtwojezdanie,imcipanieJanieByku,rzekłspokojnie
Petrus,krzyżującręceprzedotwartemoknem,aleniemoje.
–Jakto,nietwoje?...totytedymaszzdanie?
–Czemużbyczłowiekniemiałmiećzdania,kiedybydlęciuzdaje
się,żejema?
–Słuchaj-noHaczyku,rzekłJanBykmarszczącbrwiizwracającsię
dojednegozbiesiadników,któregołatwobyłorozeznaćjako
gałganiarza,choćbygonawetinienazwanotemznaczącemmianem,
jakienadałmutowarzysz,mniesięzdaje,żetennieszczęsny
wykwintniśnazywamniebydlęciem?
–Imniesiętakzdaje,odpowiedziałHaczyk.
–Icóżnatorobić?
–Trzebamunajsamprzódzamknąćokno,skorotakawolatwoja
apotemgo„zagłuszyć”.
–Otóżtak,torozumiem!
Potem,jakbydozbuntowanychwygłaszałtrzeciezrzęduwezwanie:
–Prędzej,dokroćsetpiorunów!zamknąćokno!
–Oh!odpowiedziałPetrusspokojnie,niematuanipiorunów,ani
błyskawic,oknobędzieotwarte.
JanByktaknaglenapełniłpierśtempowietrzem,którenaszym
trzemprzyjaciołomzdałosięniepodobnemdooddychania,
żewestchnieniejegopodobnembyłodorykuzwierzęcia,którego
onprzybrałimię.
Robertpoczułzwadęichciałjejzapobiedz,chociażpojmował
dobrze,iżtobyłoniepodobieństwem.Gdybywreszciektokolwiek
potrafiłdojśćdotegorezultatu,tochybaon,jedyny,cozachowałkrew
zimną.SzedłwpostawiespokojnejdoJanaByka,iusiłującmitygować
się:
–Panie,rzekł,myprzychodzimyzedworu,awszedłszydotejsali,
omałośmysięnieudusili.
–Spodziewamsię!rzekłLudowik,tuoddychamysamymtylko