Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Dagobercie?
Tenłatwopojąłprzyczynętegowspółzawodnictwa.
–Kochanedzieci–rzekł,–rozumiemwas,alenielękajciesię
osiebie,niemażadnegoniebezpieczeństwa...samzwiązałem
prześcieradła...prędzej,mojaRóżo.
Lekkajakptakdziewczynastanęłanaoknie,potem,przytrzymana
przezDagoberta,chwyciłasięprześcieradłaizsunęłasiępowoli,
wedługzaleceniaDagoberta,który,wychyliwszysięzaokno,zachęcał
jądotego.
–Niebójsię...niebój,siostro–rzekłodziewczępo–cichutku,
stanąwszynaziemi,–bardzołatwoopuścićsię,Ponuryjesttuiliże
miręce...
Blankaniedałaczekaćnasiebie,równieodważnajakjejsiostra,
takżeszczęśliwiezsunęłasięnaziemię.
–Biednedzieci,cóżonezawiniły,ażebytakbyćdręczone?
Nieszczęsnyjakiślosuwziąłsięnatęrodzinę–rzekłDagobert,mając
ściśnioneboleściąserce,gdywidziałświeżą,miłątwarzmłodej
dziewczyny,niknącąwpomrocenocy,temprzykrzejszejjeszcze
zprzyczynygwałtownegowiatruiulewnegodeszczu.
–Dagobercie,czekamynaciebie,chodźprędko–mówiłyzcicha
sieroty,stojącepodcknem.
Dziękiwysokiejpostaci,żołnierzzeskoczyłraczej,aniżelizsunął
sięnaziemię.
Zaledwieupłynąłkwadransodchwili,kiedyDagobert,
zdziewczętamiwucieczceopuściłoberżępodBiałymSokołem,gdy
wielkitrzaskrozległsięwdomu.
Morokiburmistrzwspólnemisiłami,zataranużywszystołu,
wyłamalidrzwiwięzieniagwałtownemuderzeniem;widzącświatło,
wbieglidoizdebkisierot,jużpustej.
Ujrzawszyprześcieradłozaoknem,Morokwykrzyknął:
–Panieburmistrzu!...patrz...tędyuciekli...przytakciemnej
iburzliwejnocyniemoglijeszczedalekozajść.
–Bezwątpienia...złapiemyich...nikczemnewłóczęgi...Oj!
zemszczęjasię...Prędzej,Moroku...idzietuotwójimójhonor...
–Owięcejtujeszczeidziedlamnie,panieburmistrzu
–odpowiedziałMorokponurogniewnymgłosem,potem,szybko
zbiegającposchodach,otworzyłdrzwidziedzińcaizawołałnacałe
gardło:
–Goljat!spuśćpsyzłańcuchów...gospodarzu,latarni,pochodni...
uzbrójciesięludzie...Wpogońzazbiegami;niemogąnamsię