Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Zarazcipowiem!–zawołałbandyta.–A!Mamcię!Teraz
potańcujesz!
–Tysampotańcujesz!–odezwałsięjakiśmęskigłos.
–Ktotam?Toty,CzerwonyJanku?
–NiejestemCzerwonymJankiem–rzekłnieznajomy.
–Dobrze,niejesteśznaszych,spróbujmysię!–zawołałSzuryner;
wtejżechwilimiękka,wypieszczonadłońschwyciłagozagardłotak
silnie,iżzdawałosię,żecienkaskóraokrywamuskułystalowe.
Dziewczyna,uciekłszywgłąbsieni,rzekładonieznajomego
obrońcy:
–Dziękujępanu,żeśująłsięzamną…Szurynerchciałmniezbić.
Terazmniejużniedostanie;strzeżsięgo…Toznanynożowiec!
–Ijatakżechwat,zktórymniełatwasprawa–odpowiedział
nieznajomy.
Wszystkoumilkło;przezkilkasekundwśródwyciawiatruiplusku
deszczusłychaćbyłotylkogwałtowneszamotaniesięwalczących.
NieznajomywyciągnąłSzuryneraażnaulicę;podstawiłmunogę
iprzewróciłgo,agdytamtenznowusięporwał,obrońcaGualezy
zacząłmubębnićpięściamipogłowie;uderzeniaspadałygęstojak
grad.NareszcieSzuryner,ogłuszony,padłnabruk.
–Niedobijajgo,miejlitość–rzekłaGualeza,którapodczastej
bitkiwyszłanaprógdomu.–Leczkimpanjesteś?PróczBakałarza
niktniejestsilniejszyodSzurynera…
Nieznajomyzamiastodpowiedzieć,słuchałuważniegłosu
mówiącej;nigdytonysrebrzystszeniegłaskałymuucha;chciałdojrzeć
rysytwarzy,alenocbyłazbytciemna,aświatłolatarnizbytsłabe.
TymczasemSzuryner,poleżawszykilkaminutbezruchu,
wyciągnąłręce,przygiąłnogi,awreszcieusiadł.
–Strzeżsię!–zawołałaGualeza,uciekającznowudosieni
iciągnącnieznajomegozasobą.