Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Bodziświeczórmieliśmysięzejść.Mamyinteresy.
–Ślicznetomusząbyćinteresy,zbóje!…
–Zbóje!–powtórzyłbandytarozjątrzony.–Znichżyjesz!
–Ejże!Będziesztycicho?–zawołałagospodyni,podnosząc
butelkę,którątrzymaławręku,amężczyznamrucząc,siadłznowu
namiejscu.–Czymkażeciesobiesłużyć?–spytałauprzejmie
Rudolfa.
–SpytajcieSzurynera,matko;onzaprasza,japłacę…No,cóż
chcesznawieczerzę,hultaju?
–Dwiebutelkiwina,trzykromkichlebaiporcjęmięsa–rzekł
Szuryner.–Aty,Gualezo,będzieszjeść?
–Nie…niejestemgłodna.
–Ależ,dziewczyno,spojrzyjżewoczymemuzwycięzcy–zawołał
Szuryner,śmiejącsięnacałegardło.–Boiszsiępatrzećnaniego?
Gualezawmilczeniuspuściłaoczy.Gospodyniprzyniosła
wieczerzę,którawprawiławzachwytSzurynera;jadłzawzięcie.Tak
upłynęłokilkachwil,gdywszedłnowygość,raczejstaryniżmłody,
żwawy,silny.Spojrzanotylkonaniegoiniktjużnańniezważał.
Wszyscywiedzieli,ktotojest.Bandyciwnetpoznaliswego.Nowo
przybyłysiadłtak,żebysamniewidziany,mógłśledzićruchydwóch
mężczyzn,zktórychjedendowiadywałsięoBakałarza.
Rozmowyciągnęłysiędalej.Szurynerzszacunkiemodnosiłsię
doRudolfa.
–Słowodaję–rzekł–choćmnietęgoprzetrzepałeś,radjednak
jestem,żecięspotkałem.Chciałbymwidzieć,jakweźmieszsięzałeb
zBakałarzem.Onmniezawszebił.
–Myślisz,żedlatwojejzabawyrzucęsięnaniegojakbrytan?
–Bynajmniej,aleonskoczydociebie,gdymupowiedzą,żejesteś
silniejszyodniego.
–Mamdośćdrobnych,abyijemujeszczezapłacić–rzekłRudolf